Bartłomiej Hamanowicz. Z Miedzią na Ty

Paweł Sasiela
Poniedziałek, 10 grudnia 2018, 14:28
© B. Hamanowicz / miedzlegnica.eu
Tym razem nietypowo, bo rozmawiamy z fotoreporterem Miedzi Legnica, mającym jednak za sobą przeszłość w roli zawodnika i przyszłość w roli trenera. Momentami jest zabawnie, momentami poruszająco. Zapraszamy do lektury.

Co było u Ciebie pierwsze, zamiłowanie do piłki czy do fotografii?

Zdecydowanie do piłki, bo od małego. Kiedyś były takie czasy, Ĺźe wychodziło się na dwór, skakało po drzewach i całymi dniami grało w piłkę. Od samego początku, jak tylko zacząłem chodzić, to zacząłem grać. „Katowaliśmy” tę piłkę z kolegami na podwórkach. Graliśmy w jedynki, odbijaliśmy o ścianę. Kiedyś było inne Ĺźycie. Nie było Internetu, nie było telefonów i piłka była podstawową rzeczą kaĹźdego młodego człowieka. Było tak, Ĺźe kto nie gra w klubie, ten nie gra w reprezentacji ulicy. Wtedy ulice rywalizowały ze sobą i miało to zupełnie inny kontekst niĹź teraz, gdy dzieciaki wychodzą po prostu pokopać. Tak się zaczęło. PóĹşniej trafiłem do Miedzi. Kiedy miałem 7 lat, dwa lata starszy kolega wziął mnie na trening do trenera Jana Szymańskiego. Tam trenowałem z rocznikiem '82. Udało mi się raz zagrać w lidze. Był to chyba mecz z Miłkowicami, gdy wszedłem na ostatnie pięć minut jako najmłodszy na boisku. PóĹşniej poszedłem juĹź normalnie do szkółki, by od samego początku uczyć się od trenera Nedwidka po kolejnych szkoleniowców, którzy zajmowali się wtedy młodzieżą. Wszystko miało miejsca na Świerkowej i zajęcia wyglądały zupełnie inaczej niĹź wyglądają teraz.

Masz jakieś szczególne wspomnienie z piłkarskiej młodości?

Bramka z Iskrą Kochlice, której mi nie uznali (śmiech). Grałem jako napastnik. Mój dobry kolega "Lolo", który był z Piekar, grał na obronie i podrzucił do mnie piłkę z autu. Uderzyłem z naroĹźnika pola karnego. Piłka wpadła, zaczęliśmy się cieszyć i nagle sędzia uznał, Ĺźe "Lolo" Ĺşle wyrzucił aut i niestety... Bramka nie padła. Ale pamiętam, Ĺźe najlepiej wspominam treningi u trenera Szymańskiego. Zawsze było tak, Ĺźe mieliśmy jeden trening techniczny, drugi strzelecki i trzeci wytrzymałościowy. Te wytrzymałościowe wyglądały tak, Ĺźe na Świerkowej przez dwie godziny biegaliśmy po wałach. Najśmieszniejsze było to, Ĺźe biegaliśmy najszybciej jak mogliśmy i jak krzyczeliśmy do trenera, Ĺźe juĹź mamy "dętkę" i chcemy odpocząć, to on mówił "dobra, odpoczywamy, czyli pięć kółeczek po wałach truchtem”. Odpoczywaliśmy biegnąc truchtem. To były takie humorystyczne akcenty. Mam teĹź wspomnienie z dnia, kiedy przyszedłem pierwszy raz do szkółki. Wtedy trener Nedwidek przyszedł do nas, było nas chyba z trzydziestu, i powiedział "chłopaki jest was za duĹźo, ja wam rzucam piłkę i kto będzie grał najlepiej, ten idzie na następny trening do trampkarzy", bo wtedy nie było tych wszystkich skrzatów itd. Najmłodsza grupa to byli trampkarze. Rzeczywiście trener Nedwidek poszedł sobie do budynku na Świerkowej, Ĺźeby mu było ciepło, siedział, patrzył na nas przez szybę i po tym odesłał mnie i kilku innych kolegów do trampkarzy, Ĺźebyśmy tam grali. JuĹź miał nas z głowy (śmiech).

Te wspomnienia momentami bywają traumatyczne (śmiech).

Nie... Teraz jest tak, Ĺźe rzeczywiście trochę Ĺźałuję, Ĺźe moje Ĺźycie nie poszło w stronę piłki, bo po wielu, wielu latach niegrania wróciłem do tego. Kopię sobie piłkę i szczerze mówiąc Ĺźałuję, Ĺźe nie wróciłem do grania wcześniej, bo zawsze była obawa o nogi. Przestałem występować w Miedzi w wieku 15 lat, gdy rozwaliłem sobie obydwa kolana. Po prostu upadłem na podwórku i kamień wbił mi się w kolano. Coś się poprzesuwało i nie mogłem przez długi czas chodzić, a póĹşniej wiadomo, jak to młody człowiek - odkrywałem inne zalety Ĺźycia i tak odpuściłem. Ale nie są to traumatyczne wspomnienia, bardziej jest tak, Ĺźe po wielu latach człowiek dowiaduje się, Ĺźe miał szansę i tej szansy nikt nie musiał mu dać, tylko sam ją sobie zabrał. Kiedy juĹź póĹşniej przychodziłem, robiąc zdjęcia na meczach Miedzi albo siedząc na spotkaniach druĹźyn młodzieĹźowych, to zawsze było mi smutno. Oni grają w piłkę, ja teĹź mogłem, a teraz zamiast tego siedzę za murawą i robię zdjęcia, tym którzy grają. Ale nie mam traumatycznych przeĹźyć związanych z Miedzią, ani w ogóle z piłką noĹźną. Co by się nie stało, jak by się to nie potoczyło, to i tak zawsze piłka była moim najwspanialszym przeĹźyciem codziennym. Z tego względu, Ĺźe dla mnie jest to moment kiedy wyłączam się ze wszystkiego. To jest jedyna opcja, przy której odpoczywam, relaksuję się i nie myślę o sprawach będących wokół mnie.

Jak nastąpił Twój powrót do Miedzi, ale juĹź w roli fotoreportera?

To było bodajĹźe w 2008 roku, mówię bodajĹźe, bo nie jestem pewny w stu procentach, ale graliśmy wtedy w drugiej lidze zachodniej. Pracowałem w legnickiej telewizji i w tej telewizji okazało się, Ĺźe będziemy robić program o nazwie "Miedzianka". Z kolegą operatorem mieliśmy jeĹşdzić na kaĹźdy mecz Miedzi, robić skrót spotkania i wywiady, tak jak robi to teraz MiedĹş TV. Tylko my przygotowywaliśmy to dla telewizji i był to program we współpracy z Miedzią. Pamiętam, Ĺźe mój pierwszy wyjazd na MiedĹş to był mecz ze Skalnikiem Gracze.

JuĹź w roli fotoreportera?

Jeszcze nie. Pojechaliśmy robić materiał z meczu ze Skalnikiem Gracze i nie wiedzieliśmy czy Skalnik to miejscowość, czy Gracze to miejscowość. Byliśmy przekonani, Ĺźe jedziemy do Graczy ze Skalnika, a okazało się, Ĺźe Skalnik jest druĹźyną z Graczy. To było takie dosyć humorystyczne. Wygraliśmy wtedy dwoma bramkami, ale dokładnego wyniku nie pamiętam. W międzyczasie, po kilku takich programach, zaczęła się tworzyć strona internetowa Miedzi. Taka z prawdziwego zdarzenia, którą miał prowadzić klub, a nie osoby współpracujące. Wtedy strona istniała, ale była prowadzona przez ludzi bardziej z czystej "zajawki", niĹź było to zlecone przez klub. Gdy strona internetowa Miedzi zaczęła raczkować, ówczesny kierownik szukał kogoś kto mógłby robić zdjęcia. Wtedy juĹź od kilku lat zajmowałem się fotografią. Nie sportową, bo bardziej interesowałem się koleją, pociągami, architekturą kolejową. Ale zaproponowałem mu, Ĺźe skoro właśnie kupiłem lustrzankę, to chciałbym się sprawdzić i spróbować. Odpowiedział, Ĺźe nie ma problemu. Miałem robić Miedziankę, a do tego zdjęcia. I tak to się zaczęło. Pamiętam, Ĺźe jak przyszedłem na pierwszy mecz, miałem straszne kompleksy, bo przychodzili juĹź tutaj fotoreporterzy z Legnicy, którzy rzeczywiście mieli doświadczenie. Ja będąc takim młokosem, nie wiedziałem na początku co się dzieje, jak mam ustawić aparat, co zrobić. Ogólnie byłem zielony. Ale strach szybko minął. Wtedy pomógł mi Piotrek KrzyĹźanowski, który powiedział mi co mam mniej więcej robić. PóĹşniej złapałem bardzo dobry kontakt z Jarkiem, który od strony dziennikarskiej prowadził klubowy portal, ale nie tylko klubowy, bo miał teĹź stronę kibicowską. Tak to zaczęło się dziać. Upieram się, Ĺźe był to 2008 rok, ale mógł być to równie dobrze 2010, bo to juĹź tyle lat, Ĺźe data po prostu się zaciera. Wiem, Ĺźe najstarsze zdjęcia mam z 2010 roku, ale z tego co pamiętam, to w 2010 roku pojawiła się w Miedzi DSA, a ja byłem juĹź troszeczkę wcześniej. Tak to wyglądało.

Masz w karierze jakiś szczególny wyjazd fotoreporterski?

Zawsze bardzo lubiłem jeĹşdzić do Gdyni. Z powodu całej otoczki, tego co się dzieje na stadionie. To był taki obiekt, na który przyjechałem i pierwszy raz zrobiłem „wow!”, bo jeszcze w Legnicy nie było nowego stadionu. Dopiero się budował. Pamiętam jak pojechaliśmy na mecz z Bałtykiem Gdynia, w bezpośrednim sąsiedztwie stadionu Arki. To teĹź było dla mnie duĹźe przeĹźycie. Zawsze bardzo lubiłem jeĹşdzić teĹź na mecze z Chrobrym Głogów w związku z atmosferą spotkań pomiędzy Miedzią Legnica a Chrobrym. Zawsze było tam ciekawie na trybunach i same mecze były emocjonujące.

Ale tak, Ĺźeby coś konkretnego zdarzyło się na wyjeĹşdzie, to nie. Kiedyś postawiłem sobie za cel zebranie korony polskich stadionów. Zacząłem od trzeciego poziomu rozgrywkowego. Analizując stadiony druĹźyn, na których byłem, okazuje się, Ĺźe mniej jest takich, na których nie byłem niĹź tych, gdzie juĹź byłem. Jest to więc spora kolekcja. To mi się zresztą najbardziej w tym wszystkim podoba, Ĺźe moĹźna odwiedzić bardzo duĹźo miejsc w Polsce, jeĹźdżąc za druĹźyną. Poza tym, jest się w samym środku tego wszystkiego. Choć szczególnych przeĹźyć nie doświadczyłem, bo to jest po prostu praca jak kaĹźda inna. Wielu myśli, Ĺźe to jest tak, Ĺźe pstrykniesz sobie kilka zdjęć, wrzucisz na komputer i jest juĹź po robocie, a tak naprawdę przy swojej pracy siedzimy czasami wiele godzin. Jak mecz jest o godz. 20, to siedzimy do 1-2 w nocy, Ĺźeby to wszystko skończyć. Wielu nie zdaje sobie z tego sprawy, ale taka jest ta praca. Szczególnych wspomnień nie mam, ale na pewno wiele miłych. Sympatycznie jest, gdy jedziesz na jakiś stadion i np. po pięciu latach spotykasz kogoś, kto grał w Miedzi i moĹźesz normalnie z nim porozmawiać, poĹźartować, pośmiać się. To jest bardzo fajne w tej pracy.

Można też powiedzieć, że zmieniają się zawodnicy, zmieniają się trenerzy, a ty cały czas jesteś w klubie.

Taką mamy specyfikę pracy. Bardzo się cieszę, Ĺźe jestem dalej w tym klubie, bo to taki drugi dom i takie drugie Ĺźycie. Przychodząc do klubu czuję się, jakbym był u siebie. UwaĹźam, Ĺźe to wielka zasługa pani Martyny Pajączek, która przez wiele lat była w Miedzi prezesem. Dlatego, Ĺźe umiała zbudować atmosferę wśród pracowników, którzy są od początku w Miedzi SA. Ta atmosfera nigdy nie była w Ĺźaden sposób agresywna. Nie było tego, co często się słyszy, Ĺźe szef wykorzystuje cię, bo jesteś jego pracownikiem. Tu wszystko było na płaszczyĹşnie koleĹźeńskiej. Wiadomo kto był kim, kto ma co robić, ale zawsze jak był jakiś problem lub coś się działo, moĹźna było przyjść, porozmawiać. To buduje silny zespół. Przychodzisz tu i zawsze wiesz, Ĺźe moĹźesz na kogoś liczyć. To nie jest tak, Ĺźe kaĹźdy sobie rzepkę skrobie i jak masz problem to nikt ci nie pomoĹźe. MiedĹş Legnica jest takim fajnym klubem, Ĺźe jeĹźeli masz problem to idziesz, mówisz o nim i nagle grono osób pracuje nad tym, Ĺźeby ten problem pomóc ci rozwiązać. Zawsze tak właśnie było.

Kibice zazwyczaj oglądają MiedĹş twoimi oczami. Jako twórca zdjęcia jesteś trochę jak napastnik, który musi strzelić bramkę. Ty musisz strzelić dobrą fotkę. Jest to dla ciebie pewna odpowiedzialność, Ĺźe to właśnie twoimi oczami kibice będą oglądać na zdjęciach druĹźynę?

Wydaje mi się, Ĺźe czuję się aĹź za bardzo odpowiedzialny i za bardzo bym chciał pokazać kibicom całe spotkanie. Często słyszę, Ĺźe robię za duĹźo zdjęć z meczu, a za mało trybun, albo tego co się dzieje wokół spotkania. Ale czuję ogromną odpowiedzialność i jestem bardzo samokrytyczny. Nie jestem zadowolony z niczego co robię, ale jak czasami mi się coś uda, to mówię okey, to jest nawet zjadliwe. Po prostu cały czas próbuję robić to lepiej. Ale często jest tak, Ĺźe nie tylko ograniczenia manualne, ale teĹź ograniczenia sprzętowe powodują, Ĺźe nie mogę zrobić tego tak, jakbym chciał. Fajnie, Ĺźe kibice oglądają te zdjęcia. Szanuję ich opinie, zarówno pozytywne, jak i negatywne, bo kaĹźde się zdarzają. Jest to duĹźa odpowiedzialność, ale wiem, Ĺźe muszę cały czas się zmieniać, ciągle próbować coś nowego. I staram się. Mimo wszystko człowiek czasami w pędzie między meczami, np. teraz mieliśmy trzy mecze w tygodniu, łapie się na tym, Ĺźe popada w rutynę. Ale myślę, Ĺźe ci, którzy oglądają mnie od lat, są w stanie wybaczyć tę rutynę, poniewaĹź zdjęcia to nie jest jedyny obowiązek jaki mam w klubie. Nie powiem, Ĺźe robię je od niechcenia, po prostu często jest tak, Ĺźe myśli się o wielu rzeczach, a nie tej jednej konkretnej. Patrząc na swoją pracę uwaĹźam, Ĺźe za bardzo podchodzę do tego, jakbym był kamerą z Canal+, Ĺźe chciałbym pokazać jak najwięcej akcji, jak najwięcej rzeczy, które działy się z piłką. Niekoniecznie wtedy, gdy z tych akcji coś wynikło, ale chciałbym w swoich pracach pokazywać cały mecz, bo niektórzy ludzie nie mogą go oglądać albo czasami coś umknie. Staram się to robić właśnie w taki sposób. Często utrudniają mi teĹź sami zawodnicy. Nie robią tego specjalnie, Ĺźebyśmy się zrozumieli, bo chodzi o to, Ĺźe np. strzelamy gola i chciałbym mieć zdjęcie jak się cieszą, a oni uciekają mi w drugi róg (śmiech). Wiem, Ĺźe nie myślą o tym, Ĺźe ja muszę zrobić zdjęcie, ale czasami tak to wygląda. Czuję odpowiedzialność, ale wiem teĹź, gdzie są moje błędy.

Masz swój top 5-10 najlepszych zdjęć, które zrobiłeś?

Zawsze takie coś jest, ale powiem ci, Ĺźe musiałbym siąść i obejrzeć wszystkie jeszcze raz, Ĺźeby ułoĹźyć taką listę. Pamiętam, Ĺźe zrobiłem 2-3 fajne zdjęcia, z których jestem mocno zadowolony, moĹźe nawet 4, ale i tak zawsze przychodzę do domu i spoglądam na te wszystkie zdjęcia pod kątem tego, Ĺźe mogłem je zrobić lepiej. Tylko, Ĺźe to jest ułamek sekundy. To teĹź jest taka trochę pułapka, którą szykuję sam na siebie, Ĺźe widzę swoje błędy, widzę, co mogłoby być lepiej, ale w sumie biorąc pod uwagę czas, w którym jest robione to zdjęcie i całą otoczkę, to nie jestem w stanie tego poprawić w tym momencie. To taki bat na siebie, który nie ma rozwiązania.

Mówiłeś, Ĺźe w klubie masz wiele zajęć. Na koniec zapytam więc o zajęcia, które prowadzisz z młodymi adeptami futbolu.

Mogę powiedzieć, Ĺźe w sumie stało się to dzięki pani Martynie Pajączek, bo to ona namówiła mnie do tego, Ĺźebym zrobił papiery. Zawsze jak jeĹşdziliśmy na wyjazdy, to bardzo duĹźo rozmawialiśmy o piłce. W końcu powiedziała "Haman, to zrób papiery, będziesz miał licencje, a akurat otwieramy druĹźyny. Zobaczymy jak to wyjdzie. Na początku będziesz się uczył, a póĹşniej moĹźe juĹź będziesz sam coś prowadził". Po raz kolejny posłuchałem pani prezes, bo to była kolejna jej rada, która rzeczywiście się sprawdziła. Mogłem jej zaufać i tak szkolę juĹź 5 rok najmłodszą druĹźynę Miedzi - skrzaty. Prowadzenie akurat druĹźyny skrzatów daje mi bardzo duĹźo satysfakcji, bo jak widzisz pięciolatka, który po trzech miesiącach umie cztery zwody, umie wyjść na pozycję, podać piłkę i co trening widzisz jak się rozwija, to jednak daje ci to ogromną satysfakcję. Jestem w lepszej sytuacji niĹź rodzice. Niekiedy rodzice poszczególnych zawodników mieli swoje marzenia, które im nie wyszły i wiadomo jak to rodzice, chcieliby, Ĺźeby dziecko dokonało czegoś co im się nie udało. To są te tzw. chore ambicje. Ja mam coś takiego, Ĺźe mi się nie udało grać w piłkę zawodowo, ale mam okazję do tego, Ĺźeby te wszystkie maluchy miały na to szanse. Tak jak ja zmarnowałem swoją, to nie chciałbym, Ĺźeby oni zmarnowali swoje. Dlatego u mnie jest coś takiego jak etos ciężkiej pracy. Pracujemy bardzo ciężko, te 5-6 latki naprawdę harują na treningach. Ale jak trening się kończy, a ty patrzysz na ich czerwone, uśmiechnięte buzie, które się cieszą i nagle mówisz, Ĺźe jest koniec, a 5-6-latki podbiegają do ciebie załamane, bo chciałyby jeszcze potrenować, jeszcze pograć, to teĹź jest to pewien wyznacznik pracy. Pokazuje, Ĺźe jednak spełniasz się w tym i dzieciaki teĹź się tym cieszą. Jest to dla mnie ogromna satysfakcja. Chciałem zawsze pracować w piłce, fajnie, Ĺźe mam taki rocznik, najmłodszy, bo wiadomo, Ĺźe kształtujemy podstawy. Czuję się w tym dobrze. Mam bardzo dobrego asystenta, Mateusza Miazgę z drugiego zespołu. Bardzo dobrze mi się z nim współpracuje.

Źródło: własne


Herb Miedź Legnica
Udostępnij:


Wszystkie wiadomości